strof strof
624
BLOG

5 wierszy do Antologii P&P

strof strof Kultura Obserwuj notkę 21



Czekają
 

Na białym postronku chodzi zamarzła kukułka
i jeszcze słychać od wewnątrz miarowe bicie zegara; 
gorące na igliwiu zostały oddechy szkła.

Przybita przestrzeń do równiny, dalej
rzeka. (Nie cofnie się przed niczym, nawet
gdy za błotnym paznokciem zdrapany lód).

I łodzie nie wypłyną. Podniesione dzioby
na skostniałej fali piją z chmur powietrze
na wiosenny umór.

Ni biec, ni czekać. Matowieje
skóra lodu pod stopą, na krótko zakwita
okrzyk dnia na płótnie. Już.

Odkopują szczątki słońca lisy białe
jak splot snu. A na nas pędy 
czekają; tak, one czekają na nas. Wyrastają z nas. 



Łaska 

Odgarnia z czerwieni wczesny
śnieg. Zaraz potem, zdziwiona,

odwiedza to, co jeszcze przed chwilą
było jej, a teraz nie jest. Łakome

włosy ziemi plączą taniec zmarzniętych
drobnych łap. Nie zna odpowiedzi na najprostsze

pytania, ale też nie potrzebuje ich stawiać. Chce
ciepła, jest bardzo ludzka, nawet gdy patrzy

ze zdumioną miłością na wrzącą biel. Jej imię
jest początkiem dnia i końcem życia. Głóg

wyznacza drogę przez listopad, który, być może,
wcale się nie zaczął. Ugór zatapia się

w zielonym, nawoskowanym świetle
liści, pamiętających, że obiecano im 

darowanie bujności i tego, że nie były
ani zimne, ani gorące. 



Żaden wiatr, żadna gorycz

Wskakują, tańczą w wodzie,
dziwują się sobie, ważkom
i gliniastej ziemi. Tam w górze
latawiec i już tylko słońce.

Na przemian grają w canastę i piją
sok z rzęsy wodnej i puchu. Ciała
wgryzają się w młodość, zagrzebują
w kamienistych chmurach.

Zagrzebują się w kamienistych
chmurach, ślepe dotykają
siebie nawzajem, jakby
dotykały drzew.

Świst pociągu owija się wokół
nich. Suche jest lato
i widne. Karmią się
sadzą góry pstre. Rzeka z nich płynie.

A jeśli zniknie, nic się nie odnajdzie. 
Lecz teraz kąpiel. Ciężkie są korale
kropel na końskiej szyi. Utrudzone
tam tlą się jeszcze brzozy i topole.

Urwiska biała piana, zorany
śpiew wysokiego brzegu.
Twarz została w popiele, nie rozwiał
jej żaden wiatr, żadna nie zdjęła gorycz. 



Nadal, potem 

Choć już bose stopy dudniły na deskach,
jeszcześmy nie byli pewni, czy to nie marzenie
i czy nie zniknie wkrótce zielonkawa woda
i brzeg gliniasty, i tratwa wiązana sznurami.
Lecz zakołysało i było bez zmiany:
nadal stare drzewa ochraniały rzekę,
wciąż przez nasze palce przepływała młodość
i pranie schło na wietrze w cygańskim obozie.
Potem wyniesieni na głębór za cyplem
straciliśmy już z oczu bzy i czerwień dachów.
Kto wie, gdyby wtedy przerwano żeglugę,
może nurt by zastygł i krew, i mijanie.



***

Spadnie deszcz. Miasta
wejdą głęboko w morze i
usną na powrót gotyckie rzeźby. Trębacze
przykryci szachownicą
będą śmiać się w rytm
stukania szklanych kopyt o śliski gościniec. Za plecami
wystygną kamienie probostwa i Mahler
rozbierze cię do snu. Schody
zejdą wolno na mokre podwórze, las
nie cofnie się o milimetr. Spadnie
deszcz, delikatne sylaby wilgoci.
Spadnie deszcz, ostatnia zasłona
cichego, szarego wstydu.



 

strof
O mnie strof

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura